piątek, 1 października 2021

czy pani coperniconi w 2021?

Różne konwenty w życiu mi się zdarzały; nie tak często jak bym chciała, ale zawsze coś. W 2019 roku miałam wreszcie okazję uczestniczyć w Coperniconie - ostatniej edycji przed covidiozą. Wyjazd późną nocą z krakowskiego dworca i jazda wysokim busem przez noc, przez Polskę. Jazda mało wygodna, pozycja siedząca plecy zabija, a w busie ni spanie, ni czuwanie, ni trans... i w końcu Toruń i blady świt.

I skoro już jesteśmy w obcym mieście na konwencie, to trzeba go spędzić w moim wypracowanym stylu. Kupujemy mapę miasta laminowaną i organizujemy pobieżne zwiedzanie okolic. Najpierw kawa na dzień dobry, americano u Lenkiewicza i gałka lodów piernikowych (jak Toruń to Toruń). Potem rozglądanie się po okolicy, co my tu mamy, pomnik Flisaka, złote żabki plujące wodą, osiołek... miejskie kwiatki bardzo ładnie utrzymane, i wybór pamiątek do kupowania. 

fajne zrobione zielone

 

W okolicach Skweru Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej spotykam pana menelka który potrzebuje funduszy na swoje płynne paliwo. Coś tam mu dałam, ale na przyszłość muszę popracować nad asertywnością. Ponadto pierwszy raz zobaczyłam na żywo okno życia. Cóż, wielki świat... Ja zaś kontynuuję swoje zwiedzanie, idę do Muzeum Piernika - super sprawa, i dla dzieciaka i dla doroślaka. Dalej, planetarium, również czas niestracony. 

 

w Muzeum Piernika

 


Nocleg w domu studenckim, pokój jedynka. Darmowe spanie w śpiworach to nie dla mnie (próbowałam kiedyś: spanie na podłodze spoko, ale ludzie wokół za dobrze się bawią i babcia się nie może należycie wyspać). A kiedyś miałam pokój dzielony z obcymi i nie wiem, tak się zamknęli od środka, że ja nie mogłam tam w nocy wejść, i spałam gdzieś na korytarzu w jakieś kanciapie, przykryta własną kurtką (teraz wiem że trzeba byłoby gdzieś iść po interwencję gdy drzwi zamknięte, ale kiedyś cielątko cichutko poszło gdzieś na bok). Takie stare wspomnienia konwentowo-spaniowe. Warunki wystarczające, chwila zaskoczenia, że jest coś takiego jak opłata klimatyczna, no i idziemy dalej. Starówka, Toruńska Piernikarka i jej piesek... Idziem szukać akredytacji, podążam za tłumem specyficznie wyglądających ludzi i znajduję wejście, zgłaszam swoje przybycie. Zaglądam do indyjskiej restauracji ale niebotyczne tłumy są i zarządzam strategiczny odwrót. Przy okazji Coperniconu to jeszcze targi i footracki były, więc zdobywam do jedzenia wspa-nia-łe okonomiyaki z Yaki Kingu. Spotkałam też kilku ludzi z Internetu co już parę razy widziałam, ale kontaktu to ostatnio niewiele między nami było, keeping in touch is a tough job... Ale piwo w towarzystwie jest. No i samo konwentowanie, słuchanie projekcji w odpowiednich salach pożyczonych od placówek edukacyjnych.

okonomiyaki nie byle jakie 💘
 



Kolejny dzień, kolejna kawa, satyr z wódką piernikową w Kona Coast Cafe (piernikowe szaleństwo). Dalej chodzenie, oglądanie, ogarnianie przestrzeni, trochę mapki laminowanej, trochę mapki konwentowej (o ile dobrze pamiętam to była), trochę google maps. Załapałam się na spotkanie z panem Knapikiem, się trafiło ślepej kurze ziarno. 

co za głos...

 

Obiad zjadłam w Manekinie, naleśnik i piwo z dziką różą do popitki... Dalej, konwentowanie, prelekcje i dokładniejsze oględziny targów. Wieczorem - kolorowe podświetlane fontanny. I tak można żyć. Z jednej strony dobrze samemu jeździć na konwenty i zwiedzanie bo robisz co chcesz i kiedy chcesz. Czasem mnie zastanawia jak by to było jechać z kimś, ale cóż, ktosie na drzewie nie rosną. Robię przegląd swoich łupów:  książka "Ostatni jednorożec", kilka koralików typu beads do włosów (jakkolwiek się to tłumaczy), piwo Kopernik, pożyteczna mapa laminowana, ładna pocztówka, magnesy i pierniki. W Toruniu dużo sklepików z piernikami na wagę, dużo rodzajów, a takie smaczne, że zdziwiona byłam. Pierniki marcepanowe, chałwowe, pomarańczowe, różane, cuda wianki w najlepszym tego słowa znaczeniu.


łupy

piernikoza



Kolejny dzień, kolejna kawa (americano w Bread House) i obiad, pierogi pieczone rycerskie w Pierogarni Stary Młyn, eksperyment spożywczy, powiedzmy. Już końcówka, na mieście jakieś polityczne nie wiadomo co, ulotki rozdają i chyba małe flagi... Na dworcu jakaś obca pani prosi o pożyczenie telefonu bo musi zadzwonić a to parszywe narzędzie jak zwykle zawiodło. Pozwoliłam jej dzwonić ale profilaktycznie miałam ją na oku, co obcy człowiek to obcy człowiek - ale wszystko było w porządku. W busie znalazł się też jakiś chłopak/pan wracający z Coperniconu do Katowic, więc chwilkę dało się pokonwersować. On wysiadł, a ja dalej do Krakowa.


Tako to drzewiej bywało. 


zagubiony człowiek


A teraz, w 2021, organizatorzy wykonali gigantyczną pracę aby dostarczyć ludziom protezę konwentu. Kupno akredytacji i hop, wskakujemy w wirtualny świat. Wybieramy sobie swój avatar i za jego pośrednictwem można spacerować po ulicach Torunia, przechodzić koło zabytków, niekiedy też wchodzić do budynków i błąkać się w poszukiwaniu sal. Estetyka Undertale, wolność jak simsowy otwarty świat który się nie wiesza. Kiedy mija się avatar innego użytkownika, jest opcja udostępniania mikrofonu i/lub kamerki, jakby wbudowany niby skype.

 

koniec języka za przewodnika

 

No, i wymagania internetowe to są że hej. U mnie to ledwo zipiało, czasem na komórkowym internecie z Playa, czasem na domowym wifi z Vectry - w obu przypadkach jakość byle jaka. Odbiorniki internetowe niby blisko, a sąsiednie bloki zasłaniają - i w ten sposób sąsiedzi mają piękny internet, a u mnie jest byle jak. A jeden sąsiad nie zgadza się na zrobienie w bloku światłowodów, i spółdzielnia mieszkaniowa nie daje zgody, więc trzeba się męczyć.

W piątek miałam kilka punktów programu którymi byłam zainteresowana, ale nie udało mi się nigdzie dostać. Miało to tak działać, że po znalezieniu sali była lista linków do zooma na projekcje, na dany dzień. Nie znalazłam nic i smuteczek taki:

a) powinny być listy linków na całe 3 dni, bez konieczności szukania codzienne

b) w ogóle, powinna być lista linków zawarta w programie, z litości nad starszym pokoleniem które jest mniej zinternetyzowane 


lista linków w takiej postaci


Choć komputerowy Toruń bardzo ładnie zrobiony, to wychodzę z założenia że poruszanie się po internecie a prawdziwym świecie to dwie różne sprawy. Eksplorację świata i easter eggów można zostawić dla chętnych, a z przyczyn praktycznych pozwolić ludziom na szybki dostęp tam gdzie chcą iść.

 

Moria, czyli najlepszy easter egg


W sobotę podjęłam kolejną próbę konwentowania. Mam wrażenie że pojawiło się więcej wskazówek jak się poruszać po tej platformie - i jakoś zdołałam więcej skorzystać.

 


 

10:00 Słowiańskie kontrowersje - Grzegorz Gajek (blok literacki)

13:00 Jak czytać komiksy Marvela? - Michał "YangObi" Żołyński - (popkultura2)

17:00 Jaki kształt ma tak naprawdę zło? „To” i filozofia - dr hab. Krzysztof Abriszewski, prof. UMK (popkultura1)

17:30-18:30 Kurosawa i inni (blok azjatycki)

19:00 | Cosplay - każdy kiedyś zaczynał - Ash

Wchodzę na różne projekcje, różne dziedziny, niech ten stary mózg coś się ćwiczy. Słowiańska przeszłość ciekawe, jakże podobna do współczesności. Szkoda, że czas naglił i nie starczyło czasu na opowieść o homoseksualizmie wśród Słowian - temat na który wiem mniej więcej zero. Po skończeniu projekcji na temat złego tego wbijam - bardzo spóźniona  - na resztkę prelekcji o japońskim kinie. A wieczorem coś o cosplayach - osobiście nie praktykuję, ale to ciekawe zasłyszeć trochę jak to środowisko wygląda od kuchni.


W niedzielę zaś:

12:00  Jak malować figurki dla opornych - Xweetus (popkultura1)

taka jakość obrazu... ta figurka to podobno szczur

 

13:45 | Karczmarzu, nalej mi piwa - a właściwie to jakiego?
Adrian "aviko" Topa

piękny wykład

 

 

15:00 zamknięcie konwentu - króciutkie

 


konwent i piwo dobrze się komponują, więc takie coś w ramach konwentowej domówki

Hm, wszystkie inne aspekty konwentu odpadają, więc jak dla nie zostaje jakość prelekcji, nie ma się do czego przyczepić. Jak zwykle bolesny dylemat, że dwie potencjalnie ciekawe wykłady dzieją się jednocześnie, i coś trzeba wybrać, jedno kosztem drugiego... I tutaj pojawia się też jeden plus konwentu zdalnego: niektóre wykłady zostały nagrane i udostępnione do obejrzenia w wolnym czasie na youtube oraz facebooku. Nie było jednak wiadomo co będzie nagrywane a co nie, dlatego nie można było kombinować w taki sposób: na ten wykład pójdę bo inaczej się przegapi na amen, a ten wykład można sobie chwilowo odpuścić i obejrzeć później, bo będzie nagrany i utrwalony (jak np. wywiad z vtuberką Lily Kanon).


Cyber konwent to nie to samo, ale lepszy rydz niż nic (rydz! powiedziała, a tu tyle roboty trzeba żeby takie przedsięwzięcie przygotować, wiem... no ale, no ale, ale cóż)



czwartek, 29 kwietnia 2021

intrygujące ciasteczka mochi

 ...

 Dziś eksperymentujemy z takimi oto ciastkami:

Ciastka mochi o smaku masła miodowego - spodziewałam się dużo, ale nie było tak pięknie. Inna rzecz, że sprzedawca zrobił mi trochę fałszywy marketing, mówiąc że to smak miodowy. Smakują tak takie niedorobione amerykańskie  choco chip cookies.



 

Ciasteczka z machą - spodziewałam się że to może być średniak, a zostałam przyjemnie zaskoczona. Miękkie ciasto dobrze zgrało się z machą, w przeciwieństwie do poprzednich ciastek.

 




A tu mamy produkt, który z wyglądu przypomina spłaszczone koreańskie choco pie. Z zewnątrz czekolada, głębiej mochi, a w samym środku serce czyli masło orzechowe. Petarda!








 

...

 

 

...

 

 

...

wtorek, 27 kwietnia 2021

mochi... westernized

Dziś możemy się przyjrzeć mochi z typowo zachodnimi nadzieniami.

Dwa rodzaje nadzień truskawkowych: jedne mają w środku coś przypominającego marny dżem truskawkowy, drugie są truskowe bardziej z nazwy: nadzienie jest mleczne, a truskawka chyba służy tylko do koloryzacji ciasta. Szału nie ma.

 



 

 



 


....

 A to - to jest szczyt zachodnich wartości, czyli czekolada. Azja to nie jest czekolady kontynent, a tutaj mamy fuzję ryżu z kakao. Kuleczki bardzo malutkie, a smak... może nie tragiczny, ale coś mi tu nie pasuje.

 


 





poniedziałek, 26 kwietnia 2021

mochi: tzw. dziwne smaki


 Dziś mamy przyjemność zapoznać się z mochi o smaku bulwy ube oraz słodkiego ziemniaka taro. Mochi wyglądają podobnie, tylko ube ma bardziej instenstywny kolor. Smakowo - nie widzę różnic. Niemniej, jedne i drugie smakują naprawdę dobrze.

po lewej - mochi ube, po prawej - mochi taro




Taro i ube, dwie bardzo podobne rzeczy... ale jednak nie to samo.
Dioscorea alata, pokrzyn skrzydlaty - tak zwie się roślina z której mamy nasze bulwy ube. Wygląda trochę jak miłosne dziecko buraka i batata. Warzywo bardzo pupularne na Filipinach, gdzie zwykle jest używane do deserów. Ma słodki, trącający wanilią smak, podobno.

What Is Ube Purple Yam?
ube
 
 
 
 
Colocasia esculenta, kolokazja jadalna - to właśnie taro. Bardzo popularne w Azji, jedzone i na słodko i na słono. Często dodaje się do nich fioletowy barwnik spożywczy, bo ich naturalny kolor nie jest taki atrakcyjny jak ube. Na surowo jest toksyczny. Ludzie opisują smak taro jako ziemisty, orzechowy, tylko delikatnie słodki.



Korzeń taro: Wzmacnia odporność i przeciwdziała nowotworom - Porady w  INTERIA.PL
taro
 
[...]

Mochi melonowe - jak wszystkie mochi z tej serii, o finezyjnym kształcie kwiatka (?). Kolorystycznie nie jest piękny, ale za to całkiem smaczny, a to się liczy najbardziej. 哈密瓜, melon hami, polecam.
 
 
 

 


 
 
 [...]
 
Poniżej - mochi o smaku pandan posypane wiórkami kokosa oraz mochi o smaku durianu (!).
 
  
 


Pandan. Któż by pomyślał, że liście mogą być takie dobre? Choć w sumie zjadłam (dobrowolnie, z zadowoleniem) tyle pokrzyw w życiu, że nie powinnam się dziwić...




Durian to bardziej kontrowersyjna rzecz. Wiedziałam, że owoce duriana śmierdzą niebotycznie. Durian przetworzony jako nadzienie do mochi zapewne śmierdzi dużo mniej - ale dalej śmierdzi. Nawet później puste pudełko śmierdziało dalej! Ktoś powiedział że jedzenie durianu jest jak jedzenie malin w wychodku, i coś w tym jest. Smak ma coś wspólnego z maliną, ale nie do końca... taki specyficzny. Ale ten zapach! Człowiek je kilkoma zmysłami naraz. Wzrokowo okay, smakowo okay, ale węchowo - o matko...! Człowiek jak dostanie zabarwiony na niebiesko kotlet czuje, że coś nie gra. Nie ma harmonii.



[...]


Na koniec abominacja, czyli mochi o smaku bubble tea, herbaty bąbelkowej. Smakuje dość obrzydliwie, tak jakby ktoś zepsuł mochi z czerwoną fasolą (i istotnie, potem jak spojrzałam na skład, czerwona fasola jest jednym ze składników tego czegoś). Człowiek lubi eksperymentować - bez eksperymentów człowiek całe życie jadłby pierogi i schabowe - ale czasem eksperymenty są nieudane, jak ten tutaj.